Aneta Włodyka

Pora niczyja/Nobody's time

29 lipca - 21 sierpnia 2004 r.

Studiowała w poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych w latach 1985-1991. Uzyskała dyplom w pracowni profesora Jerzego Kałuckiego. Obecnie żyje i pracuje w Nowym Yorku.

Wystawy indywidualne

    2001 - "Materace do zawieszania", Galeria Kont, Lublin. 2000 - "Widok, malarstwo", Galeria Kuchnia, Warszawa. 1999 - Performance, Galeria Podlaska, Biała Podlaska. 1997 - Malarstwo, Galeria Wieża Ciśnień, Konin; Malarstwo, Zastępcza Studio Gallery, Poznań. 1996 - Malarstwo, Galeria Podlaska, Biała Podlaska. 1994 - Malarstwo, Galeria Działań, Warszawa. 1992 - "Przedmioty dla Aliny", Galeria ON, Poznań.

Wystawy grupowe

    2001 - NONA, Galeria u Jezuitów, Poznań. 2000 - III Międzynarodowe Biennale Książki Artystycznej, Galeria Miejska, Deak Collection, Szekesfehervar, Węgry; "W środku oka sztuki", Galeria Działań, Warszawa. 1998 - "Idea książki" Polski Instytut Kultury, Budapeszt, Węgry; Kamienica Pod Gwiazdą, Toruń; Polski Instytut Kultury, Sztokholm, Szwecja; 1997 - "Na orbicie dryfującej książki", Kassel, Niemcy; 1996 - "Moment duchowy", Męski Klasztor prawosławny, Jabłeczna.

Pustynie jako metafora pustki naznaczają wszystkie ludzkie dzieła i zarazem czynią z nich przedłużenie pustyni; kultura jako miraż i wieczne simulacrum...

Kolor jest tu jakby wysubtelniony i odłączony od materii, załamany w powietrzu, ślizga się po powierzchni rzeczy - stąd wrażenie widmowości ghostly i zarazem zamglenia, prześwitywania, spokoju i ogromnego bogactwa odcieni. Tym należy tłumaczyć odrealnienie czasu, tak bliskie totalnej iluzji.

Kiedy Jean Baudrillard pisze o amerykańskiej pustyni i odnosi odczytanie jej obrazu do dzieł kultury, kiedy smakuje surowy, dostojny krajobraz koloru zachowuje się tak jakby pisał o tym szczególnym rodzaju malarstwa, które nic nie przedstawiając stawia widza w sytuacji obcowania z żywiołem. Choć obrazy Anety Włodyki w niczym nie przypominają dosłownie pustyni, tak jak pustynia mogą konfrontować nas z dojmującym przeczuciem nicości. Monumentalne w założeniu formy malarskie działają nie tylko wyrafinowaną głębią koloru ale przede wszystkim zróżnicowaną, skomplikowaną strukturą naciągu płótna. Dzięki temu nie jest to w założeniu utopijny ekran, powierzchnia bez grubości, lecz bardzo konkretny trójwymiarowy obiekt. Powierzchnie (bo nie możemy tu mówić o jednej powierzchni) obrazu ustawione sę do światła pod kilkoma kątami jednocześnie. Dzięki temu obraz żyje w dialogu ze światłem i jego percepcja zmienia się w zależności od pory dnia. Prace Anety Włodyki to malarska instalacja, w której obiekty są równie isotne jak przestrzeń, w której występują. Można je porównać do nie zapisanych kartek, które dopiero wypełniają się treścią generowaną przez światło. Można by też powiedzieć, że obdarzone są swoistą negatywną energią, ponieważ są obszarami chłonącymi i zniekształcającymi przestrzeń i światło, że wiącej zabierają niż dają.

Obrazy te utwierdzają nas w przeświadczeniu o niepewności i relatywności naszego postrzegania świata. Ich przekaz nie jest wartością stałą i autonomiczną, lecz wpisuje się w to co Alicja Kępińska nazwała za japońskim architektem Toyo Ito: "kulturą płynności". Mimo, że obrazy Anety Włodyki powstają z całą świadomością historycznych i geograficznych konotacji, które muszą im towarzyszyć, wydaje się, że siłą rzeczy należą już do epoki wyzwolonej z historii, epoki, w której czerpanie z istniejących wcześniej konwencji może odbywać się w poczuciu beztroski, bowiem oderwane jest od przypisanego im uprzednio kontekstu. Dzięki temu, oglądając nowy cykl prac Anety Włodyki stajemy przed przedłużeniem pustyni, gdzie jak pisał Jean Baudrillard: "kultura to miraż i wieczne simulacrum".

Marek Wasilewski